Po tym czasie karmimy co 2-3 godziny z nocną przerwą od 24 do 6 rano. gołąbki: Przez pierwsze dwa dni 2-3 godzin, w dzień i w nocy. Z biegiem dni dorastające pisklęta karmimy rzadziej. Nakarmione pisklę śpi, głodne żebrze o pokarm. U nieopierzonych ptaków wyraźnie widzimy jak podczas karmienia wypełniają się wola.
Kup teraz na Allegro.pl za 29,90 zł - Karmnik z daszkiem do dokarmiania karmienia ptaków (13361870710). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect!
Cena: 50zł/szt (do odbioru czerwiec - lipiec 2023) Dorosłe bażanty z do zasiedleń. Sprzedawane w rodzinkach reprodukcyjnych 6-8 kur + kogut. Do zasiedleń bezpośrednio w łowisko w na przełomie wiosny/lata. Bażanty dostarczamy w zwrotnych klatkach transportowych dedykowanych do transportu bażantów i kuropatw. Istnieje możliwość
Wildlife Friend Karmik dla ptaków XL (Wildlife) ☝ taniej na Allegro • Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz!
. Historia powstania Koła Łowieckiego „Bażant” w Dwikozach. Za początek łowiectwa na ziemi dwikoskiej należy uznać okres tuż po zakończeniu II wojny światowej. Już w roku 1946 kilku pasjonatów zorganizowało się w nieformalne stowarzyszenie łowieckie. Byli to Józef Guz, Bronisław Nasławski, Franciszek Zdyb, Tadeusz Paszta, Zygmunt Stępień, Stefan Sułek i Józef Cendrowski. Polowania odbywały się na terenach wydzierżawianych od przedstawicieli wsi, tzw. trójek. Zapłatą za dzierżawę najczęściej były maszyny i narzędzia rolnicze. Oficjalne powstanie Koła datuje się na 25 kwietnia 1949 roku, kiedy to w Urzędzie Wojewódzkim w Kielcach zarejestrowano stowarzyszenie pod nazwą Kółko Myśliwskie „Bażant” z siedzibą w Dwikozach. Pierwszym prezesem został wybrany Józef Guz a łowczym Bronisław Nasławski. W tym czasie do Kółka należało 12 myśliwych, chociaż nie wszyscy posiadali broń. W następnych latach liczebność wahała się w przedziale 16-20 członków. W latach 50-tych, kiedy to nastąpiła reorganizacja zasad funkcjonowania łowiectwa w Polsce, Kółko zostało włączone w struktury Polskiego Związku Łowieckiego, zmieniono jego nazwę na Koło Łowieckie „Bażant” w Dwikozach oraz wpisano do rejestru Wojewódzkiej Rady Łowieckiej w Kielcach. W roku 1953 kraj został podzielony na obwody łowieckie. Naszemu Kołu przypadły trzy obwody: leśny w okolicach Łagowa – Złotej Wody i dwa polne obejmujące obszar od Sandomierza do Sobótki przez miejscowości Wyspa, Wygoda, Winiary. Część obwodu polnego obejmującego teren od Sandomierza do rzeki Opatówki utraciliśmy w 1955 roku na rzecz nowo powstałego Koła Wojskowego w Sandomierzu. W roku 1960 Powiatowa Rada Narodowa w Opatowie wypowiedziała nam umowę dzierżawy obwodu leśnego Łagów – Złota Woda bez podania przyczyny. W roku 1963 ponownie dokonano podziału terenów łowieckich, czego konsekwencją było przekazanie naszemu Kołu w dzierżawę od 1 stycznia 1964 roku dwóch obwodów na terenie obecnych gmin: Dwikozy, Wilczyce i Zawichost. W roku 1967 kolejna reorganizacja i korekta granic doprowadziła do tego, że utraciliśmy tereny od Łukawy po Sobótkę, Wygodę o łącznej powierzchni ok. 1,5 tyś. ha. Pozostałe ok. 8 tyś. ha użytkujemy do chwili obecnej, chociaż wraz ze zmianami administracyjnymi w kraju zmieniały się numeracje obwodów. W dokumencie Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sandomierzu do Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach, w wykazie stowarzyszeń z 1950r. wzmianka o istnieniu Kółka Myśliwskiego ,,Bażant” w Dwikozach. W pierwszych latach działalności Koła, zebrania i posiedzenia Zarządu odbywały się w domach prywatnych, później w wynajętych lokalach. Często korzystano z pomieszczeń w miejscowych zakładach ze świetlicy ZPOW Dwikozy czy PZZ Dwikozy. W roku 1986 Koło zakupiło drewniany kontener budowlany o pow. ok. 40 m2. Posadowiony został w Dwikozach, na użyczonej od kolegi myśliwego Jakuba Strugały działce. Kontener składał się z niedużej sieni, pomieszczenia kuchennego i świetlicy. Przez ponad 20 lat służył nam za miejsce zebrań, spotkań i okolicznościowych uroczystości. W dniu r. Koło zakupiło nieruchomość rolną o pow. 0,29 ha wraz z budynkiem mieszkalnym w Zawichoście – Podgórzu. Nieruchomość ta została wybrana nieprzypadkowo gdyż leży ona w środku obwodu łowieckiego, w pewnym oddaleniu od skupisk domów, na pagórkowatym wzniesieniu otoczonym zagajnikiem popularnych drzew – samosiewek oraz dziko rosnących krzewów. Teren był zapuszczony, od wielu lat nie użytkowany. Po oczyszczeniu i zniwelowaniu gruntu, na całości zasiano trawę, nasadzono drzewa ozdobne oraz wykonano ogrodzenie. W budynku wymieniono podłogi, okna i drzwi a także całe pokrycie dachu. Wewnątrz budynku wyburzono niektóre ścianki działowe i przystosowano go do spotkań w większym gronie. Domek posiada kominek, osobne pomieszczenie kuchenne z pełnym wyposażeniem oraz korytarz służący jako szatnia. Obok domu znajduje się pokaźna piwnica, w której gromadzone są rośliny okopowe potrzebne do dokarmiania zwierzyny w okresie zimowym. Na posesji został zainstalowany garaż blaszany, który służy jako magazyn karmy sypkiej. Wszyscy myśliwi i stażyści pracowali z dużym poświęceniem i oddaniem, często ofiarowując własne materiały budowlane i przedmioty wyposażenia wnętrz. Nie szczędzili także własnego grosza na finansowanie fachowych prac. Po ponad sześćdziesięciu latach dorobiliśmy się przyzwoitej, własnej siedziby Koła. Z uwagi na charakter obwodów, polne z niewielkim lasem, w pierwszych latach zwierzyną dominującą był zając i kuropatwa. Liczna była również dzika kaczka i dziki królik. Sarna i bażant występowały sporadycznie. Dzięki wieloletniej inicjatywie myśliwych, między innymi Kol. Kazimierza Brzozowskiego i jego brata Henryka Brzozowskiego, którzy w czasie sianokosów wybierali jaja z gniazd bażancich i podkładali je domowym kurom, stan bażanta z roku na rok ulegał poprawie. Z czasem działania zostały rozszerzone o budowę wojlery do hodowli. Rezultaty introdukcji były tak dobre, że w czasie jednego wyjścia w teren myśliwy pozyskiwał nawet kilka kogutów. Także stan kuropatw był wysoki. Remanenty z tego okresu wykazywały stan ponad szt., pozyskanie zaś kształtowało się ok. 500 szt. rocznie. Rozkłady polowań zbiorowych na zające także były znakomite. Niestety, w latach 80-tych całkowicie wyginęła populacja dzikiego królika. Ostoją tej zwierzyny były przylegające do rzeki Opatówki wąwozy, gdzie wyśmienicie radziły sobie te zwierzęta. Choroby wywołane przez komara rozwijającego się w okolicy wody doprowadziły do całkowitego wytępienia tego gatunku. Próba introdukcji z innych terenów nie dała żadnego rezultatu. Szkoda, bo była to jedna z ciekawszych populacji zwierzyny łownej. Często, odpoczywając na zboczu lessowych górek obserwowaliśmy gonitwy i zabawy niedużych stworzonek futerkowych zwanych królikami. Dziś młodzież myśliwska nie pamięta wyglądu tych sympatycznych zwierząt. Dobry stan zwierzyny drobnej utrzymywał się do połowy lat 80-tych, co zachęciło nas do sprzedaży kuropatw myśliwym dewizowym. Także odłowy i sprzedaż zajęcy za dewizy przynosiły znaczne profity dla Koła i nie miały wpływu na zmniejszenie populacji. Dla przykładu – w 1984 roku myśliwy z Francji w ciągu 3 dni pozyskał ok. 150 sztuk kuropatw, a pokot 60-80 zajęcy w 15-20 strzelb nie był niczym niezwykłym. Ciężkie zimy z lodową pokrywą, chemizacja i mechanizacja w rolnictwie, a także gwałtowny wzrost populacji lisa spowodowały drastyczny spadek w liczebności zwierzyny drobnej. W zaistniałej sytuacji nie pozostajemy bierni – zasiedlamy łowiska głównie bażantem, kuropatwą, a ostatnio również zającem. Od połowy lat 90-tych zaprzestaliśmy polowań na kuropatwy. Pomimo wprowadzenia ogólnopolskiego programu ochrony kuropatwy oraz stałego zasiedlenia obwodów tym ptactwem, stan populacji pozostaje nadal niski. Zauważalny jest nieznaczny wzrost liczebności zająca. Paradoksem jest, że sprzyja temu rozwój sadownictwa. W rejonach gdzie występują liczne sady pozyskanie zająca wzrasta. Wpływ na to ma bezpieczeństwo obszaru (intensywne zadrzewienia), kultura upraw, stosowanie przez ogrodników coraz bezpieczniejszych oprysków oraz dostępność karmy. Zmiany w środowisku, które spowodowały spadek populacji zwierzyny drobnej nie miały złego wpływu na liczebność zwierzyny grubej, tj. sarny, której ilość znacznie wzrosła i dzika, który stał się głównym obiektem polowań. Dla przykładu, do połowy lat 80-tych nie pozyskano żadnego dzika, obecnie do 50-ciu, więcej niż zajęcy. Wpływ na to ma ciągle powiększający się areał pól nieuprawianych tzw. ugorów. Jest to bezpieczna ostoja zwierzyny grubej, chociaż sprzyja to także rozwojowi szkodników takich jak lisy. Poniżej przedstawiono kształtowanie się stanu zwierzyny w latach 60-tych do 80-tych na przykładzie sprawozdań remanentowych. Dla usprawnienia gospodarki łowieckiej, cały obszar obwodów został podzielony na rewiry, a myśliwi na grupy. Jest to wzorcowy i skuteczny model wykorzystania potencjału myśliwych w celu prowadzenia racjonalnej gospodarki. Podział obszaru spowodował, że każdy myśliwy odpowiada za ochronę, dokarmianie i budowanie urządzeń łowieckich w ściśle określonym rejonie. Liczne kontrole Zarządu Koła szybko wychwytują kolegę, który jest opieszały i zaniedbuje swój teren. Wówczas stosowane są upomnienia lub kary w postaci odebrania możliwości polowania w danym sezonie. Dla ochrony łowisk przed kłusownictwem w każdym obwodzie, w pierwszych latach zatrudniony był jeden strażnik łowiecki, od końca lat 80-tych jest kilku strażników, którzy pracują społecznie. Nadto w okresie przedsezonowym, po żniwach, wszyscy myśliwi patrolują pola przed kłusownikami, nawet nocą w kilkuosobowych grupach. Budżet Koła składa się przede wszystkim ze składek członków Koła oraz wpłat ze sprzedaży zwierzyny. Co roku budżet nasz jest większy, gdyż rośnie sprzedaż grubej zwierzyny, przede wszystkim dzików. Około 40% funduszy przeznaczamy na gospodarkę łowiecką tj. zakup zwierzyny do zasiedleń oraz zakup karmy do zimowego dokarmiania. Uprawiamy również poletka łowieckie, średnio nieco ponad 1 ha. W okresie zbioru kukurydzy na polach po byłej spółdzielni rolniczej w okolicy miejscowości Czyżów Szlachecki, za zgodą właścicieli, pozyskujemy ziarno z zebranych kolb tzw. odpadowych. Zawsze w takich przypadkach frekwencja myśliwych jest duża a zebrane ziarno ma znaczny udział w zgromadzonej paszy na sezon zimowy. Koło nasze od lat współpracuje ze szkołami. Ostatnio ta współpraca jest coraz intensywniejsza, dzięki nauczycielom i uczniom ze szkół podstawowych w Słupczy, Garbowie, Winiarach i Zawichoście. Od lat jesteśmy współorganizatorami i fundatorami nagród w międzyszkolnym konkursie wiedzy przyrodniczo – łowieckiej. Jesteśmy również obecni na imprezach środowiskowych, gdzie prezentujemy materiały dydaktyczne i trofea. Organizowane przez Koło zabawy i konkursy dla młodzieży połączone ze spotkaniami z myśliwymi przy ognisku na terenie posesji Domku Myśliwskiego są dobrą lekcją kształtowania w młodzieży kultury społecznej, gdyż łowiectwo jest najstarszą częścią tej kultury. W 2011 roku uczestniczyliśmy w spotkaniu biesiadnym z okazji Święta Ludowego z rolnikami z gminy Zawichost w miejscowości Dziurów, co znacząco poprawiło postrzeganie nas przez lokalną społeczność. W dniu 09. 10. 2008r. decyzją Wojewody Świętokrzyskiego utworzono na terenie kęp nadwiślańskich rezerwat przyrody „Wisła pod Zawichostem”. Rezerwat ma powierzchnię 676 ha z czego większość leży na terenie naszego obwodu łowieckiego nr 99. Celem ochrony jest zachowanie ze względów społecznych, naukowych i dydaktycznych ostoi lęgowych, miejsc żerowania i odpoczynku podczas wędrówek, rzadkich, charakterystycznych dla doliny Wisły gatunków ptaków, szczególnie z rzędu siewkowych np. mewy-siewki i czajki. Od powstania rezerwatu myśliwi mają ograniczony dostęp do tych terenów. Nie możemy prowadzić gospodarki łowieckiej, chronić zwierzyny przed kłusownictwem, budować urządzeń łowieckich jak: paśniki, podsypy, lizawki, ambony obserwacyjne. Zakaz wstępu do rezerwatu nie jest przeszkodą dla kłusowników. Czują się bezkarni wiedząc, że myśliwi nie mają tam dostępu. Nastąpiła nieuzasadniona ochrona niektórych ptaków, zaś w pogłowiu zwierzyny łownej występują niewyobrażalne szkody. W czasie wizyt kontrolnych w okresie zimowym napotykamy na tusze saren lub dzików uduszone we wnykach. Uważamy, że obszar ten powinien pozostać jak dotychczas obszarem chronionym przez myśliwych, a także użytkowanym przez miejscową ludność w niezmienionym zakresie. Był to wzorowy przykład harmonii i równowagi przyrodniczej. Przecież stan obecny tego obszaru przyrodniczego jest niewątpliwą zasługą działań członków koła łowieckiego jak i miejscowej ludności. My myśliwi jesteśmy za rozważną ochroną tego obszaru z jego zasobami przyrodniczymi, ale nie w takiej postaci jak obecnie w rezerwacie przyrody „Wisła pod Zawichostem”. Koło nasze liczy 64 członków. Skład społeczny jest zróżnicowany. Członkami są rolnicy, robotnicy, nauczyciele, przedsiębiorcy, urzędnicy i dość liczna grupa emerytów. Większa część kolegów zamieszkuje na terenach dzierżawionych obwodów lub w bezpośrednim sąsiedztwie. W Kole zauważa się wpływ zmiany pokoleniowej myśliwych. Jest grupa starszych myśliwych którzy ze względów zdrowotnych ograniczają swoje uczestnictwo w działalności Koła, mimo że opłacają składki członkowskie. Godnie ich zastępują młodzi myśliwi, którzy chętnie i z pożytkiem dla gospodarki łowieckiej wykonują zlecone prace, a w wykonaniu planów łowieckich uczestniczą w przeważającej wielkości. W lipcu 2013 r. członkowie naszego Koła ufundowali sztandar dla Koła, który został poświęcony w Kościele Parafialnym w Dwikozach. Główna uroczystość odbyła się w Dworze Dwikozy, na którą zaproszono przedstawicieli lokalnych władz samorządowych , zaprzyjaźnionych myśliwych, przedstawicieli władz PZŁ, a także rodziny oraz gości. Na przyjęciu tym został zaprezentowany sztandar, którego projektantem był członek naszego Koła, Kolega Andrzej Broda. Zostały także wręczone odznaczenia łowieckie dla wyróżniających się myśliwych. Medalem Zasługi Łowieckiej odznaczono następujące osoby: Stefan Skorupa, Stanisław Jaskóła, Bogusław Broda, Andrzej Broda i Waldemar Styczeń. Uroczystość ta jest ukoronowaniem ponad 60-cio letniej działalności pasjonatów łowiectwa, pracy kilku pokoleń myśliwych, a także stała się pozytywnym symbolem jednoczącym środowiska lokalne w przedmiocie postrzegania łowiectwa. Warto w tym miejscu przytoczyć cytat z przedwojennego „Łowca Polskiego”: Wiąże myślistwo duszę z przyrodą węzłem nierozerwalnym, węzłem wdzięczności za dar poznawania najdroższych skarbów życia, piękna, siły i miłości. Gdyż pięknem, siłą i miłością jest przyroda. Pięknem boskim, siłą szlachetną, a miłością jak kryształ czystą, jak złoto prawdziwą; miłością stanowiącą w samej sobie sens i cel swego istnienia. Andrzej Langchamps: „Łowiec Polski”, Warszawa 1929 Rys historyczny opracował Andrzej Broda przy udziale Waldemara Stycznia. Dwikozy, 2013r.
przez · Opublikowano 9 lutego 2022 · Zaktualizowano 9 lutego 2022 Na terenie naszych obwodów zainstalowaliśmy różnego rodzaju urządzenia łowieckie, które możemy podzielić na cztery grupy: W pierwszej grupie – dokarmianie zwierzyny – są to paśniki gdzie wykładamy karmę; budki podsypowe w których wysypujemy mieszanki zbóż dla ptactwa; lizawki gdzie wykładamy sól dla jeleni, danieli, saren; poletka zgryzowe i miejsca wysypu karmy okopowej gdzie zwierzyna ma atrakcyjną karmę w okresie utrudnionego dostępu do pożywienia. W związku z przeciwdziałaniem rozszerzania się choroby ASF, 27 stycznia 2021 na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej wprowadzony został zakaz dokarmiania dzików. Paśnik Budka podsypowa – fot. Michał Drążek. Lizawki – fot. Maciej Nowicki Poletko – fot. Maciej Nowicki Poletko – fot. Maciej Nowicki W drugiej grupie – ochrona upraw rolnych – to miejsca wysypu karmy, pasy zaporowe, które odciągają zwierzynę od upraw, ale również pastuchy elektryczne czy odstraszacze hukowe. Do tej grupy zaliczamy również ambony, a szczególnie zwyżki z których w przypadku okresów ochronnych lub prowadzenia przez lochy lub łanie młodych prowadzimy obserwacje i odstraszamy je i przepędzamy z pól. Pas zaporowy – fot. Maciej Nowicki Pas zaporowy – fot. Maciej Nowicki W trzecie grupie – magazynowanie i przygotowywanie karmy – to przede wszystkim nasz magazyn, w którym przechowujemy zakupione zboża, karmy, sól oraz mieszamy i przygotowujemy je do rozwiezienia w teren. Magazynowanie ziemniaków – fot. Maciej Nowicki Magazyn – fot. Krzysztof Wiśniewski W czwartej grupie – ułatwienie odstrzału – to ambony, zwyżki oraz nęciska. Zwyżki przygotowane do rozwiezienia w teren – fot. Maciej Nowicki Zwyżka ustawiona w terenie – fot. Maciej Nowicki Ambona w łowisku – fot. Krzysztof Wiśniewski W tym roku planujemy zorganizować dla chętnych mieszkańców naszych obwodów, wspólne wyjazdy z myśliwymi w teren podczas których będziemy rozwozić karmę do podsypów, sól do lizawek oraz zbierać napotkane śmieci. Na koniec zaprosimy do naszego domku myśliwskiego na ciepły poczęstunek. Chętnych już dzisiaj zapraszamy do kontaktu poprzez komunikatory Messenger lub WhatsApp, a o dacie niedługo poinformujemy.
Mazurki żerujące na pokarmie dostarczonym przez człowieka Fot. Dariusz Ożarowski Izabela Biała: Od kiedy mróz i śnieg przestały być oczywistością w zimie, taka „prawdziwa” jej odsłona, jaką mamy teraz, potrafi zaskoczyć mieszczuchów. A co ze skrzydlatymi mieszkańcami? Czy ptaki także są zaskoczone, gdy spadnie dużo śniegu i ściśnie mróz?Dariusz Ożarowski: - Nie, ptaki oczywiście nie są zaskoczone. Ważną cechą wszystkich zwierząt dziko żyjących jest umiejętność przystosowania się do warunków pogodowych, również w przypadku gwałtownych zmian śniegu, z jakimi mieliśmy ostatnio do czynienia w Gdańsku, odcięły wielu ptakom dostęp do pokarmu, który znalazł się pod śniegiem, ale one wiedzą, że znajdą go również np. w koronach drzew. Większość gatunków ptaków znajdzie tam nasiona tych drzew, pączki liściowe czy też zimujące pod korą i w różnego typu szczelinach obszarach miejskich w ogóle nie ma problemu, ponieważ ptaki mogą wykorzystywać także pokarm odludzki, który jest albo świadomie wykładany dla nich w karmniku, albo trafia do nich z powodu niezachowania zasad porządkowych przez niektórych mieszkańców. Cała sztuka przy świadomym wykładaniu pokarmu do karmników polega na tym, by był on zdrowy dla ptaków. Czego zatem unikać?- Oczywiście nie dzielimy się z ptakami resztkami z obiadu i nie dajemy im zepsutego jedzenia. Nie możemy też wyłożyć do karmnika solonego pokarmu, większości ptakom trudno jest wydalić sól z organizmu, jest dla nich toksyczna w nadmiarze. Nie wolno ich również karmić pożywieniem z konserwantami czy sztucznymi barwnikami. Ludzie mają ustalone normy dotyczące obecności różnych substancji chemicznych w pokarmie, dla zwierząt takich norm nie karmnika wykładamy specjalny pokarm dla ptaków zimujących, obecnie bez problemu dostępny w sklepach (np. mieszanki ziaren czy kule tłuszczowe z ziarnami). Możemy też latem i jesienią zebrać z myślą o zimowym dokarmianiu owoce krzewów i drzew miejskich - jarzębiny i innych jarzębów, głogu, ognika szkarłatnego, a nawet rokitnika czy masowo sadzonej obecnie irgi. Ptaki bardzo chętnie je zjadają, zwłaszcza, gdy obfity śnieg odetnie im dostęp do owoców, które pozostały na niższych gatunkach krzewów. Domek na wodzie dla skrzydlatych rezydentów Parku Oliwskiego. Będzie kolejny? Dariusz Ożarowski Fot. Dominik Paszliński/ Chętnie jedzą również chleb, którym my z kolei chętnie je karmimy, ale nie jest to chyba najlepszy pomysł?- Chlebem niestety karmimy głównie łabędzie i kaczki. Spożywanie przez łabędzie przez dwa, trzy zimowe miesiące wyłącznie chleba może u nich wywołać zaburzenie pokarmowe, tzw. kwasicę. Choroba ta związana jest z zakwaszeniem krwi, które może również uszkadzać organy wewnętrzne, m. in. wątrobę. Trzeba z tym bardzo uważać, tym bardziej, że łabędzie chętnie jedzą kaczkami jest inaczej. Jedzą chleb, którym są karmione - choć nie powinno mieć to miejsca, ale oprócz tego regularnie mają dostęp do pokarmu naturalnego i chętnie go jedzą. W badaniach naukowych wykazano, że kaczki zimujące w miastach potrafią wieczorami wylecieć z miejskiego siedliska na pobliskie pola i tam dodatkowo żerują na pokarmie roślinnym, jeśli pokrywa śnieżna nie jest na tyle głęboka, by to uniemożliwić. Mają więc zdrowszą, zróżnicowaną dietę?- Tak, bo mieszają pokarm naturalny z chlebem, który dostają od człowieka. Podobnie robią mewy, ale z łabędziami jest inaczej. Ptaki te żerują zanurzając głowę w płytkiej wodzie. Po to właśnie mają taką długą szyję, by sięgnąć nią do roślinności przy dnie. Jeśli woda pokryje się lodem (na miejskich zbiornikach, czy też na wodach przybrzeżnych Zatoki), nie mogą żerować. Jedząc wtedy tygodniami chleb, mogą nabawić się wspomnianej kwasicy. Ale takie sytuacje, by na tak długi czas zamarzły wody w Gdańsku, właściwie nie mają już miejsca. Jeśli ktoś się upiera, by dokarmiać łabędzie, w literaturze wskazuje się, że powinno się to robić tylko wtedy, gdy lód skuwa wodę na co najmniej dwa, trzy tygodnie. Kaczki w zimowej aurze przy gdyńskim bulwarze Fot. Mateusz Ochocki/KFP Załóżmy, że ktoś się uprze - czym może wówczas nakarmić łabędzie?- Gotuje się ziemniaki bez soli, rozdrabnia, kładzie na tekturce na brzegu, ale tylko taką ilość, by ptaki od razu to zjadły. Połykanie zamarzniętych ziemniaków nie jest dla nich bezpieczne, można podać także utartą surową marchew. Problem polega na tym, że jeśli ja przyniosę warzywa, a obok ktoś inny rzucać będzie chleb, łabędzie chętniej pójdą po chlebek. Dlaczego? - Bo jest miękki, przyjemny dla dzioba i łatwy w przełykaniu. „Nie wiedzą, że im to szkodzi”? - pytają mnie czasem ludzie. Odpowiadam tak: „Jeśli mam do wyboru zupę szczawiową i baton czekoladowy, to wybiorę batona, chociaż wiem, że nie jest zdrowy”. Skoro więc sami dajemy sobie prawo do niewłaściwych zdrowotnie wyborów mimo wiedzy na ten temat, tym bardziej musimy dać je zwierzętom. Być może własne doświadczenie nauczy z czasem niektóre osobniki, że tego rodzaju pokarmu się unika, ale tego nie wiemy. Powiedział Pan „jeśli ktoś się już upiera, by dokarmiać”. Czy - pominąwszy wspomnianą sytuację skutej lodem wody u łabędzi - ptaki w mieście w ogóle potrzebują naszej pomocy?- W miastach ptaki tworzą z reguły populacje osiadłe. Większość gatunków, które nie są ściśle owadożerne (bo te musiały odlecieć do tzw. ciepłych krajów), pozostaje w miastach na zimę. Możemy zwiększać ich przeżywalność w miastach, dokarmiając je, ale nie jest to wymagane dla utrzymania liczebności ptaków jest nam bliski, widzimy je codziennie, chętnie obserwujemy. Dla nas ludzi jest to wartość istotna, że możemy im pomóc, zwłaszcza podczas srogiej także przyjemność płynącą z obserwacji zachowań ptaków. Wielu fotografów zaczynało swoja przygodę z fotografią przyrodniczą robiąc zdjęcia ptakom właśnie przy karmniku, bo wtedy one trochę mniej się boją i łatwiej jest je sfotografować. Spełniamy dobry uczynek, uczymy, zwłaszcza najmłodszych, właściwego kontaktu ze zwierzętami wokół nas – z tego punktu widzenia dokarmianie ma głęboki terenach pozamiejskich ptaki także znajdą sobie z reguły pokarm niezbędny do przezimowania, ale jeśli przychodzi miesięczna czy dwumiesięczna zima, są silne mrozy i dużo śniegu, a na drzewach i krzewach jednocześnie pojawia się szadź, pokrywająca je warstewką lodu, jest im wyjść z pragmatycznego punktu widzenia: „trudno, najsłabsze zginą” - selekcja naturalna. Wielu ekologów uważa zresztą, że dokarmianie w ogóle nie jest potrzebne, bo w ten sposób pomagamy przetrwać osobnikom słabszym, które nie powinny przekazywać dalej swoich genów. Ale na terenach miejskich widzę w tym sens. Na pozamiejskich do niedawna go nie widziałem... Samica dzięcioła dużego Fot. Dariusz Ożarowski Co sprawiło, że zmienił Pan zdanie?- Wspólna polityka rolna krajów Unii Europejskiej skutkuje spadkiem liczebności gatunków siedlisk otwartych (łąk, pastwisk, pól), takich jak: makolągwy, szczygły, czy kuropatwy. Populacja tych ostatnich spadła w ostatnich latach o ponad 90 proc., szczygła także drastycznie nam ubywa. Wdrożenie zasad tej polityki skutkuje tworzeniem jednorodnych, dużych powierzchniowo upraw, co spowodowało gwałtowne ubożenie siedlisk ptaków. We wcześniejszej, mozaikowej strukturze ziem uprawnych było bogactwo oczek wodnych, a między polami były miedze i zadrzewienia, czyli właśnie siedliska wspomnianych gatunków ptaków. Niszczenie tych siedlisk powoduje, że ptaki te nie znajdują odpowiednich miejsc do gniazdowania oraz dostatecznej ilości dobrego pokarmu w okresie jesienno-zimowym, którego źródłem były głównie chwasty rosnące na miedzach i trzcinowiska wokół oczek. Piecuszek, śmieszka, kos. Zobacz, jakie pisanki maluje natura [ROZMOWA] O jakich roślinach mówimy?- Chodzi na przykład o różne gatunki ostów, których nasiona stanowią pokarm między innymi szczygłów. Miedze z ostami zanikają, roślinność poboczy dróg i nasypów kolejowych jest również regularnie koszona. Wspólna polityka rolna namieszała już bardzo dużo w „ptasim krajobrazie” Europy; pewną odpowiedzią może być dokarmianie ptaków w krajobrazie rolniczym, coraz modniejsze w krajach zachodniej kuropatw stawia się na ziemi specjalne dwuspadowe zadaszenia, gdzie wykłada się nasiona zbóż i rozdrobione warzywa (marchew, buraki). W Polsce, mimo że straciliśmy już ponad 90 proc. populacji, kuropatwa pozostaje wciąż gatunkiem łownym, chociaż dawno już powinna zostać zdjęta z listy gatunków, na które można polować. Jednakże trzeba również przyznać, że niektóre Koła Polskiego Związku Łowieckiego prowadzą reintrodukcję kuropatwy, jest hodowana w warunkach sztucznych a później wypuszczana do środowiska. Stadko kuropatw - to niestety bardzo już dziś rzadki widok Fot. Andrzej Szuksztul Żeby myśliwi mieli do czego strzelać...- Ale mimo wszystko zwiększa to liczebność lokalnych populacji tego gatunku. W przypadku szczygłów trzeba by dostarczać pokarm wszędzie tam, gdzie istnieje możliwość postawienia karmnika i regularnego podawania przeznaczonego dla nich pokarmu - nasion różnych roślin. Warto to robić, bo skorzystają z tego. Z punktu widzenia czysto ekologicznego to dokarmianie miałoby głęboki sens. To może być propozycja dla gdańszczan mieszkających na obrzeżach miasta. Wróćmy jednak do jego bardziej centralnych części - jeśli karmić, to kiedy?- Przede wszystkim, jak się już zacznie, trzeba kontynuować dokarmianie nawet do końca marca. Jeśli w lutym przyjdzie już „wiosna”, nie przestajemy, bo najcięższy dla zwierząt bywa często właśnie wiosenny przednówek. Chociaż jest już cieplej, nie ma owadów, które nie zdążyły się jeszcze rozwinąć, a naturalny pokarm jest już często „na wyczerpaniu”. Są dwie szkoły. Zwolennicy pierwszej uważają, że trzeba zacząć dokarmiać, gdy pojawi się mróz i pokrywa śnieżna. Ja jestem zwolennikiem drugiej szkoły i sugeruję rozpoczęcie dokarmiania z początkiem listopada. Szczygieł - jesienią i zimą bardzo zależy od nasion ostów Fot. Dariusz Ożarowski Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt "Promyk". Czy gdańszczanie adoptowali więcej psów podczas epidemii? Dlaczego?- Chodzi o to, żeby ptaki znalazły miejsce dokarmiania, poznały je i nauczyły się, że tam zawsze czeka na nie pokarm. Ptaki tworzą sobie w głowie taką „mapę” miejsc, w których mogą znaleźć pożywienie w swojej okolicy. Jeśli zaczniemy dokarmiać ptaki później, na przykład dopiero po opadach śniegu, nie bądźmy rozczarowani, że do naszego karmnika zajrzały raptem tylko raz dwie modraszki. Nowych miejsc żerowania ptaki będą szukać, jeśli zima się przedłuży i zaczną wtedy z nich korzystać liczniej. Z tego wypływa dla nas bardzo ważny obowiązek. Nie może być tak, że pojedziemy sobie na dwa tygodnie na urlop i karmy zabraknie. Jeśli nie ma śniegu, czy mrozu - ptaki znajdą sobie pokarm w innym miejscu, ale jeśli przyjdzie śnieg i szadź, wtedy drobne ptaki typu sikory mogą mieć bardzo utrudniony dostęp do naturalnego pokarmu, ponieważ śnieg i pokrywające gałęzie oblodzenie może wręcz uniemożliwić dostanie się do pokarmu. A drobne ptaki, jak sikory, mazurki czy wróble, bardzo szybko tracą ciepło. Muszą znaleźć za dnia tyle pokarmu, by w podczas długiej zimowej nocy móc wyprodukować wystarczającą ilość ciepła, żeby tę noc przeżyć. Jeśli się zagapimy, nie ma nas w domu, albo nie chce się nam rano wstać i wsypiemy pokarm dopiero w południe, a do tego dojdą kiepskie warunki pogodowe, może to kosztować życie niektóre osobniki w gorszej kondycji. Więc albo dokarmiamy ptaki na poważnie, albo się w ogóle za to nie zabieramy. Jeśli wyjeżdżamy, ktoś inny musi za nas dostarczać pokarm w zastępstwie. Warto także pamiętać, że w warunkach miejskich żyją także gatunki ptaków, których liczebność populacji jest szczególnie uzależniona nie tyle od świadomego dokarmiania, ale przede wszystkim od możliwości znalezienia resztek pokarmowych pozostawianych przez człowieka nieświadomie. Stadko wróbli - ten gatunek, a także bardzo do nich podobne `kuzynostwo` - mazurki - naprawdę warto wspierać pokarmowo w zimie Fot. Dariusz Ożarowski To chyba mewy i gołębie?- Nie, te gatunki nie wymagają intensywnego dokarmiania w miastach. Chodzi o wróble i ich „kuzynów” - mazurki. Okazuje się, że oba te gatunki w warunkach miejskich w większości spożywają pokarm pochodzący od człowieka - okruchy chleba, wysypane resztki ziaren. Bardzo chętnie jedzą także pokarm roślinny, zwłaszcza pączki i nasiona rdestu ptasiego - to drobna roślina występująca czasami na trawnikach. Wystarczy jednak nawet niewiele śniegu, by rdest przestał być dla tych ptaków coś wtedy „od człowieka”, ale nie zawsze dobrej jakości. Dlatego, jeśli ktoś naprawdę chce realizować w mieście poważną ochronę ptaków, to warto dokarmiać właśnie wróble i mazurki. W literaturze sugeruje się, że przeżywalność tych ptaków można istotnie zwiększyć właśnie w wyniku zimowego dokarmiania. Dzwoniec - to jeden z gatunków spotykanych w karmnikach w mieście Fot. Dariusz Ożarowski Jak można im zatem pomóc?- Z mojego doświadczenie wynika, że dobrym i chętnie spożywanym przez wróble i mazurki pokarmem są płatki owsiane. Ptaki te gniazdują często w różnego rodzaju otworach w ścianach budynków, pod parapetami itp., ale na ich terytorium zawsze muszą występować pasy krzewów. W Gdańsku jest mało wróbli, bo niestety krzewy się masowo usuwa. Śnieguliczka, różne gatunki krzewów iglastych i liściastych tworzące żywopłoty, dają wróblom i mazurkom schronienie przed atakiem kota i krogulca - drapieżnego ptaka, który specjalizuje się w polowaniach na drobne ptaki. Wystarczy przy takim żywopłocie w okresie zimowym codziennie wysypywać trochę płatków owsianych, a wróble i mazurki chętnie z tego skorzystają. Z karmnika nie skorzystają? - Skorzystają, pod warunkiem, że będzie on w zasięgu bezpiecznego dolotu od żywopłotu. Wróble i mazurki jedzą też ziarna słonecznika, miewają jednak problem z rozłupaniem łuski, dlatego lepiej podać im to ziarno bez łusek, albo je trochę zgnieść przed podaniem. Zresztą, w karmniku zawsze coś wypadnie z dziobów tych większych gatunków i wtedy wróble zbierają te resztki z ziemi. Samiec grubodzioba - także stały bywalec miejskiego karminika Fot. Dariusz Ożarowski Trzymając się tematu karmnika - co trzeba o nim wiedzieć?- Ważna jest lokalizacja. Czasem ludzie stawiają go i dziwią się, że nie ma ptaków. Ale to jest ta lepsza wersja, bo czasem ptaki przylatują do karmnika i padają łupem kota. Karmnik nie może stać zbyt blisko zakrzywień. Stawiamy go na przestrzeni na tyle otwartej, by ptaki korzystające z niego mogły się swobodnie rozejrzeć wokół i sprawdzić, czy nie ma zagrożenia. Sugeruję co najmniej trzy metry od najbliższych krzewów. Nie stawiajmy też karmnika przy dużej szklanej płaszczyźnie, nawet standardowe okna balkonowe mogą być niebezpieczne dla ptaków, ponieważ nie widzą one przeszkód typu szyba. Znów - najlepiej zachować odległość ponad trzech metrów od najbliższego okna – im dalej, tym lepiej. Chyba, że postawimy malutką „jadłodajnię” na parapecie, na styku z oknem. Jeśli nawet ptak spłoszy się z tak zlokalizowanego karmnika (np. w wyniku pojawienia się przy nim krogulca), to ewentualne uderzenie w szybę nie będzie dla niego niebezpieczne, gdyż po prostu nie zdąży się on rozpędzić na tyle, aby uderzyć w nią z dużą siłą. Jeśli karmnik stoi w odległości metra - półtora od szyby (np. na krawędzi balkonu), spłoszony osobnik może się rozpędzić na tyle, że ewentualne uderzenie w szybę będzie mocne i może spowodować jego śmierć. Kowalik stołujący się w `jadłodajni` Fot. Dariusz Ożarowski Jak powinien wyglądać karmnik?- Nie warto kupować ich w marketach. Są robione masowo i widać, że bez konsultacji z ornitologami. Przestrzeń między podłogą karmnika a daszkiem musi być na tyle duża, żeby ptaki nie bały się wejść pod daszek. Trzeba utrzymać dobrze doświetloną przestrzeń w karmniku, żeby zwierzę żerując w nim mogło podnieść głowę, rozejrzeć się i sprawdzić, czy nic mu nie grozi. Odległość od niższej krawędzi (skośnego zazwyczaj daszka) do podłogi, powinna wynosić minimum około 20 cm. Karmnik umieszczamy na wysokości naszej twarzy, bo będzie trzeba go co dwa tygodnie sprzątać i odkażać, musi więc być łatwo dostępny. Czyże żerujące na ulubionej olszy czarnej Fot. Dariusz Ożarowski Dlaczego powinniśmy sprzątać i odkażać karmnik?- Dokarmianie niesie za sobą pewne zagrożenie dla ptaków. Ponieważ zagęszczają się przy karmnikach i żerują na wspólnym pokarmie, może nastąpić przeniesienie niektórych chorób między osobnikami, także takich, które mogą powodować śmierć. Dlatego ważne jest, by przynajmniej co dwa tygodnie wyczyścić karmnik z resztek oraz ptasich odchodów i sparzyć miejsce wykładania pokarmu gorącą wodą, co ograniczy ryzyko pojawienia się czym, nie jest to jakieś szczególnie wysokie ryzyko. Sam, dokarmiając ptaki od lat, tylko kilka razy widziałem siedzącego z boku nastroszonego, osowiałego osobnika. Taka postawa oznacza, że ptak jest chory, choć oczywiście niekoniecznie na chorobę zakaźną. Dlatego - dokarmiajmy ptaki w karmniku, ale na wszelki wypadek dbajmy również o jego czystość. Zima w Gdańskim Ogrodzie Zoologicznym. Tygrysica Magda poznaje bałwana Czy można zamontować karmnik na balkonie?- Tak, sam mam go u siebie w domu właśnie na balkonie, ale jest on ustawiony na ziemi przy samej ścianie, a nie zamontowany na krawędzi balkonu. Tak, jak wspomniałem już wyżej, chodzi o to, żeby nie generować przypadków uderzania ptaków w szyby w przypadku ich nagłego spłoszenia ptaki na balkonie dobrze jest zrezygnować z dokarmiania słonecznikiem w łuskach, bo sąsiad pod nami może nie być zadowolony z łupin na swoim balkonie. Kupując słonecznik, najlepiej hurtowo na cały sezon, warto również sprawdzić, skąd pochodzi. Ziarna spoza Europy mogą być konserwowane chemicznie. Samiec czyża Fot. Dariusz Ożarowski Czy w takim miejscu naszego karmnika nie zdominują wszędobylskie gołębie?- Te miejskie, stadne gołębie do płatków owsianych czy ziaren słonecznika nie przychodzą tak chętnie, jak do chleba czy ziaren zbóż. Do mnie przylatują tylko sierpówki (gatunek gołębia z czarnym „sierpem” na karku), które żerują w pojedynkę lub parami. Chętnie objadają się właśnie płatkami zaznaczyć, że w mieście występują nie tylko te, najbardziej rzucające się w oczy i żyjące stadnie, gołębie miejskie (tak nazywa się ten gatunek). Spotkamy tu również wspomniane sierpówki i grzywacze - te ostatnie to największe gołębie Europy. Co ciekawe, w mieście zimują nie tylko osiadłe grzywacze (czyli te przebywające w mieście przez cały rok). często o tej porze roku do miejskiego ekosystemu „wchodzą” i próbują przezimować grzywacze z okolicznych lasów - po prostu znajdują tu więcej pokarmu. Gołąb z gatunku sierpówka Fot. Dariusz Ożarowski Jakie ptaki najczęściej spotkamy przy naszym miejskim karmniku?- Zdecydowanie najczęściej gościć w nim będzie bogatka, a oprócz niej także: modraszka, kowalik, grubodziób, kos, dzwoniec i oczywiście wspomniane już wróble i fajny gatunek to czyżyk - dziś fachowo nazywa się go poważniej: czyżem. Jesienią i zimą żeruje właściwie wyłącznie na nasionach olchy czarnej, której jest dużo w naszych lasach. Na gałązkach tych drzew są malutkie „szyszki”, z których czyż wydziobuje nasionka. Ptaki te latają zwartymi stadami liczącymi czasami nawet po kilkaset osobników, poruszają się w sposób doskonale skoordynowany, przy nagłych zmianach kierunku nie dochodzi do zderzeń między ptakami w przednówku czasami zaczyna czyżom brakować już naturalnego pokarmu. Wtedy to, w drugiej połowie lutego, czy na początku marca, w karmniku może pojawić się nagle stado liczące np. 100-200 czyży. Musimy zareagować odpowiednio do sytuacji, sypiąc do karmnika zwiększone ilości frajdą jest obserwowanie, jak ptaki rozwiązują swoje problemy w karmniku, dochodzi do różnych scysji, widać, kto od kogo jest ważniejszy, hierarchia jest wreszcie ustalana i każdy się jej trzyma. Zachęcam do prowadzenia obserwacji przy własnych karmnikach. Raz jeszcze podkreślę: jeśli je zakładamy, to w okresie zimowym dokarmiajmy ptaki codziennie zdrowym dla nich pokarmem i dbajmy o higienę miejsca ich posiłków. Bogatka lubi także jabłka, to ją najczęściej powitamy w naszym karmniku Fot. Dariusz Ożarowski
Dzikie zwierzęta nie mogą dokopać się przez grubą warstwę śniegu do pożywienia. Przetrwać pomagają im problem stanowią kłusownicy. Na szczęście, w tym roku są oni mniej aktywni. Jak podejrzewają leśnicy, boją się, że po pozostawionych na śniegu śladach łatwiej będzie ich ubiegłym roku na terenie łomżyńskiego nadleśnictwa złapano pięciu kłusowników. Ukarano ich mandatami na łączną kwotę robią to we własnym interesie, bo przecież sami później na te zwierzęta polują. Ale zimowe dokarmianie pozwala uratować o wiele więcej zwierząt. Razem z leśnikami myśliwi regularnie dostarczają pożywienia dzikim mieszkańcom lasów. Jak powtarzają: "Ten poluje, kto hoduje".Śnieg oznacza głód- Nie wszędzie da się wjechać nawet samochodem terenowym. Częstym widokiem są więc myśliwi brnący pieszo przez zaspy z workami pożywienia - opisuje zimową pomoc Jan Duda, prezes Koła Łowieckiego "Cyranka" w Kolnie. - Każdy z naszych myśliwych ma przydzielony paśnik, budki dla kuropatw lub stałe miejsca trzeba, tym bardziej że zwierzęta dla utrzymania stałej temperatury ciała potrzebują zimą więcej pokarmu niż latem. Gruba warstwa śniegu i lodu uniemożliwia im dostanie się do uschniętych roślin, kłączy i korzeni. Bez ludzkiej pomocy nie mają szans. Które najbardziej wymagają dokarmiania?- Dziki, sarny, rzadziej jelenie, ale także zające i kuropatwy - wylicza koszty dokarmianiaKolneńska "Cyranka" w tym roku wywiozła już ok. 5,5 tony ziarna kukurydzy (jedna tona kosztuje od 650 do 750 zł), ok. 400 kg marchwi (300 zł za tonę), 1 tonę owsa (350 zł), 100 kg jabłek, 120 kg soli do lizawek. Myśliwi wykonali też 16 podsypów z ziarna zbóż dla kuropatw. W paśnikach nie może też zabraknąć świeżego siana. Koła łowieckie pieniądze na karmę przeznaczają z własnego budżetu, ale często pomagają im miejscowi rolnicy. - Ale dokarmiać trzeba z głową. Miejsca dokarmiania muszą być dobrane tak, by posilającym się zwierzętom nie zagrażały leśne drapieżniki - dodaje Jan Duda.
budki do dokarmiania kuropatw